W dniu, w którym Lava otarła się o śmierć byłam w hurtowni (gdy wracałam wszystko się zaczęło...). Kupiłam wtedy śliczny, kawozmleczny sztruks. Od razu po zostawieniu Lavy w szpitalu zaczęłam ją szyć, żeby mieć do czego się w nocy przytulić, co pogłaskać. W niedzielę wieczorem piesek był gotowy - najwięcej czasu zajęło mi wyszycie noska :) Ma on jakieś trzy-cztery warstwy!
No trochę (niedopowiedzenie grube jak prążki na sztruksie, ale nie na tym) ten post jest wzruszający. Chwycił mnie za gardło tak mocno, że oczami wycisnął mi emocje. Amerykanie w takich sytuacjach mówią "thanks for sharing", ja powiem po prostu "bardzo dziękuję".
OdpowiedzUsuń:*
UsuńA, i jeszcze chcę dodać, że Pluszowe Ja Lavy jest piękne i, w rzeczy samej, do przytulania stworzone;-) Jak i Modelka!
OdpowiedzUsuńPiesek jest ogromnie sympatyczzny, a jego historia piękna...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję.
Usuń