Kiedyś zauważyłam taki twór, ale jako, że nie jestem zbyt gorliwym słuchaczem muzyki nie uznałam, żeby był mi jakoś specjalnie potrzebny.
Ale teraz, kiedy spacery z Lavą odbywają się "babciowym" tempem czasami potrzebuję sobie jakoś urozmaicić te 2km, więc przydają się i słuchawki. A jak wszystkim wiadomo największą ich zmorą jest nie co innego, jak właśnie plątanie. Prostym rozwiązaniem jest antyzaplątywacz, którym może zostać nawet kawałek sznurka, ale ja i moja potrzeba idealizmu powiedziałyśmy, że przecież musi pasować do pokrowca na telefon i wizytownika. Tak oto dopełnił się komplet.
Wioooosna!
Em
Idealnie się to wszystko wpasowało w zestaw! Świetnie to wszystko wygląda :)
OdpowiedzUsuńEm, weszzłaś na nowy poziom wyrafinowania:)
OdpowiedzUsuńZawsze mam problem z poplątanymi słuchawkami. Ciekawa opcja :)
OdpowiedzUsuńale cudo! bardzo pomyslowe. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńjak nazywa się to coś czym zamykasz to do słuchawek, to metalowe, to się jakoś nabija, prawda?
OdpowiedzUsuńTo zatrzask. Tutaj użyłam takiego wszywanego, czyli wystarcza gruba nić i igła. Występują też takie wciskane/nabijane, ale do tego potrzebne jest pewne magiczne urządzenie (niestety lidlowskie nie wytrzymało mojej siły i się wygięło, więc nie dociska + i nie było w stanie przebić się przez 3 warstwy materiału :/).
UsuńWooo było w lidlu? Tam jest wszystko!
UsuńNiestety jakość rzeczy tańszych 5 razy od sytuacji "normalnej" bywa wątpliwa...
Usuń