W wakacje zauważyłam fantastyczny model szelek i, jak można było się spodziewać, postanowiłam takie uszyć dla Lavy.
Szycie było wielkim wyzwaniem, ponieważ chciałam mieć je na II edycji lubelskiego psiego fotospaceru. Może nie brzmi to jak wyzwanie, bo o wydarzeniu wiedziałam już 3 miesiące wcześniej. Niestety Poczta Polska mnie zawiodła i paczka zamówiona dwa tygodnie przed spacerem zaginęła na tydzień w centrali, a ja wyjeżdżałam na 2 dni przed ustaloną datą wydarzenia. Wróciłam o 23 (spacer zaczynał się ok. 10 w znacznej odległości od mojego domu) i szyłam nieznany sobie model szelek właśnie wtedy :) Na szczęście udało mi się uszyć to cudeńko, nie obyło się bez pokłucia kilku palców, bo w chciałam skończyć szycie jak najszybciej, ale za to efekt bardzo mnie zadowala. Szelki są jednocześnie proste i wymyślne.
Najlepsze w tym wszystkim jest podszycie - to materiał, którego szukałam od początku mojej szwalniczej kariery. Teraz mogę już żyć spokojnie :)